niedziela, 25 listopada 2012

GRIMBERGEN - OPTIUMO BRUNO


      Dzisiejszy wieczór zapowiada się ciekawie jeżeli chodzi o aspekty smakowe. Dorwałem belgijskie piwko noszące dumną nazwę Grimbergen „Optimo Bruno”.  Historia ważenia tego piwa jest dość ciekawa. Grimbergen nosi od nazwę miejscowości w której jest ważone, recepturę tego piwa stworzono na przełomie XI i XII wieku, ważeniem zajęli się mnisi miejscowego klasztoru którzy byli znani z swojej gościnności i dobrego piwa(które było ważone tylko na okres świąt Wielkiej Nocy !) . W ten sposób piwo zyskało popularność. Pierwszy Grimbergen został stworzony w 1128 roku, dzisiaj jednak warzeniem tego piwa zajmuję się grupa piwowarska Alken Maes, której wyrób zaraz skosztujemy.

         No cóż pierwszy minus jaki widzę, to taki że butelka ma tylko 330ml, reprezentatywna buteleczka z feniksem, dobrze trzyma się w dłoni, otwieramy nalewamy, trochę mało ale co tam, dobra gęstość świadcząca o treściwości piwka oraz śliczny karmelowo-orzechowy kolor, który w blasku światła ukazuję nam wysokiej klasy klarowność . Słaba piana lub może inaczej – całkowity jej brak, jednak jest to piwo górnej fermentacji czyli rarytas !

    Ucho do kufla i………. nasycenie na niezłym poziomie, tak jak mówiłem dość lepkie piwko mówiąc po inżyniersku, a zapach mmm całkiem przyjemny, czuje palony słód i piwny alkohol. Już się nie mogę się doczekać pierwszego łyknięcia !!!
   Ulalala bardzo dobre, naprawdę bardzo dobre ! Moje ucho się nie myliło, nasycenie czuć - idealnie podkreśla palony smak piwa. Wyczuwam tutaj na pierwszym planie jakieś korzenne przyprawy w których w skład wchodzą na pewno cynamon, goździki, specyficzny chmiel i inne przyprawy co do których pewności nie mam, albo po prostu nie jestem wstanie zidentyfikować moim amatorskim językiem. Pewną rzeczą jest duża zawartość alkoholu, która jest bardzo przyjemna i świetnie zbiera wszystkie smaki piwa do jednego worka, piwo mocno uderza do głowy i chyba już wiem czemu jest w takich małych buteleczkach, dopiero zauważyłem że zawartość alkoholu to aż 10% !
Wspaniała kompozycja smakowa, rewelacja jestem naprawdę zaskoczony, charakter tego piwa sprawia że nawet wyobrażam sobie czasy jak kiedyś pijano te piwo w klasztorze, a może to tylko pierwszy objaw wysokiej zawartości alkoholu ? Sam nie wiem, jedno jest pewne - piwo jest warte spróbowania ! Do samego końca piwo trzyma te same nasycenie i ten sam smak – kolejny plus.

Jak zwykle na koniec ocena, dzisiaj jest to zasłużona 5 ! Bardzo dobre piwo – serdecznie polecam ! Pozdrawiam R

sobota, 20 października 2012

ŻIWE - Ukraiński solidny lager

   No to lecimy, kolejne piwko tym razem z Ukrainy, moja znajomość cirlicy jest dość komromitująca więc pozwolę sobie piwo nazywać moim (trafnym lub nie tłumaczeniem) „Żiwe”.
Nazwa kojarzy się z bardzo dobrym polskim piwem Żywe, zobaczymy czy godnie nosi podobną nazwę. Butelka piwa bardzo ładnie się prezentuje, sreberko na kapslu nadaje wrażenie solidności, błyszcząca etykieta, solidnie wykonana – aż chcę się je trzymać w ręce.
  Nalawam, wydaję się dość treściwę, (11,8%), piękny złocisto-bursztynowy kolor, wraz z pianą robi bardzo dobre wrażenie, niestety piana dość szybko znika, co odbieram jako zły znak.
 
   Nasłuchuję…. Nic nie słychać, zupełnie jakby te piwo nie miało nasycenia, albo to może ja straciłem słuch, próbuje drugim uchem i już coś słyszę ! Okazuję się że dziś lewe ucho nie w formie.
Mieszam, nawet gęstawe. Wącham – przyjemny słodowo-chmielowy zapaszek, solidne piwo Żywe z browaru Amber zawsze kojarzyło mi się z 100% naturalnym piwem, zaraz się przekonamy czy Ukraiński lagerek, może się z nim równać
  Najwyższy czas ! Smakuję…. Hmmm pierwsze odczucie dość dziwne czuje coś kwaśnego, po jakimś czasie kwas jakby przechodzi w mocniejszy i dominujący smak chmielu – który zdecydowanie przeważa w tym piwie.
Piwo ma świetnie wyważoną zawartość alkoholu, idealnie akcentuje smak piwa, nie przerażając mocą. Można powiedzieć solidny lager. Od połowy można wyczuć nutkę słodu, do końca jednak piwo nie pokazuje goryczki, a mogła by zneutralizować trochę ten kwas który czuć do samego końca.
Finisz nie traci na jakości, piwo do ostatniego łyku ma tę samą klasę, za co otrzymuje duzy plus.
Moja skromna ocena to 3+, piwo dobre, ale to tylko lager :), cena nieznana

Pozdrowionka R.

LUBUSKIE ZIELONE - Niepasteryzowane

   Dziś zaszczyt pojawienia się na moim blogu, otrzyma prawdziwe zielone piwo, na bazie Lubuskiego - niepasteryzowane !
  Piwo nalewa się sympatycznie, „lekko” wygląda trochę jak oranżadka, ale nie można go z nią pomylić bo uderzający aromat chmielu rozwiewa wszelki wątpliwości. Zapowiada się całkiem ciekawie – lubię chmiel ;). Po nalaniu w kuflu widzę śliczny zielony kolor i brak piany, zaczynam mieć pierwsze wątpliwości.
   Nasłuchuję, słyszę pojedyncze bąbelki świadczące że piwo raczej nie jest zbyt nasycone. Wącham i czuje zapach chmielowy z lekko orzeszkowym akcentem. Piwo na pierwszy rzut oka rzadkie. Pierwszy łyk – hmmmm czuje przerażającą słodycz, która zlewa się z smakiem pistacji i mięty, które nie są na pierwszym planie, ale jednak wyczuwalne. Szczerze mówiąc nie smakuje mi to, jakieś takie mdłe to piwo. Goryczki zero, nie zamierzam tego dalej pić. Nie mój świat nie moje kredki. 
  Podła ocena 2-. Cena 3,10 zł [INTERMARSHE]

Pozdrawiam R.

wtorek, 11 września 2012

GUINNESS DRAUGHT - Stout

   Pierwsza recenzja.... To dość dziwaczne, ale odczuwam pewien debiutancki stresik. Mimo że smakoszem piwa jestem nie od wczoraj, a każdemu smakuje co innego, czuję że na barkach niosę ciężar rzetelności i pokładanych nadziei osób które cenią moje opinie.
  Nie ma co mitrężyć czas zacząć ! Dzisiaj wpadł w moje ręce popularny ostatnimi czasy Guinness Draught, dzierżę właśnie w dłoni elegancką puszkę, która ma chyba na celu podkreślić wyrachowanie i klasę tego piwa.
No cóż piwko z Dublina nalewa się trochę jak mleko, dość nie spotykane, co ciekawe w środku zgodnie z obietnicami coś lata jakiś kamyk albo co. Draught po nalaniu osiąga dość imponującą pianę, która się póki co trzyma. Piwo osiąga po czasie piękny czarno-brunatny kolor, nie przepuszcza światła, zapowiada się ciekawy i solidny stout.

  Nasłuchuję, słyszę pojedyncze bąbelki świadczące że piwo raczej nie jest zbyt nasycone. Mieszam delikatnie, na pierwszy rzut oka dość gęste. Wącham, nie wyczuwam szczególnego aromatu, zapach mocnego palenia. Można być pewnym że nie ma w nim wzmacniaczy zapachu (dzięki Bogu).
Piana ciągle się trzyma to chyba dzięki autorskiemu pomysłu Guinnessa, w środku zidentyfikowana przeze mnie jako kamyk, plastikowa kulka napełniona ciekłym azotem ma zapewniać długotrwałą pianę - z tego co widzę "działa".
  Smakujemy, smakuje całkiem przyzwoicie, pierwszy łyk przypomina aksamitny dotyk słodkawej kawy, później pozostawiając w buzi delikatną goryczkę. Po kilku łykach można wyczuć słód jęczmienny i delikatne złudne, prawie nie widoczne tło karmelu. Z czasem w piwie odkryjemy alkohol którego jak dla mnie nie powinno być czuć, ponieważ zniekształca pozostałe smaki. Nie wiem czym te piwo zdobyło swą sławę, na półmetku stwierdzam że smak jest dość płytki, ma swój charakter, ale nie jest on wart swojej ceny [5,50 zł INTERMARSHE !!]. Właśnie zapomniałem poruszyć ważnej kwestii, te piwo prawie w ogóle nie jest nasycone, trochę mnie to odrzuciło, jeżeli ktoś lubi mocno nasycone browarki - nie znajdzie w Draughcie upodobania. Ciekawe jakby smakowało to piwo z mocniejszym nasyceniem hmmmm... podejrzewam że lepiej !!!

W mojej skali ocen piwo otrzymuje 2, Irlandczyk ze mnie żaden ;)
Pozdrawiam ! R