No cóż piwko z Dublina nalewa się trochę jak mleko, dość nie spotykane, co ciekawe w środku zgodnie z obietnicami coś lata jakiś kamyk albo co. Draught po nalaniu osiąga dość imponującą pianę, która się póki co trzyma. Piwo osiąga po czasie piękny czarno-brunatny kolor, nie przepuszcza światła, zapowiada się ciekawy i solidny stout.
Piana ciągle się trzyma to chyba dzięki autorskiemu pomysłu Guinnessa, w środku zidentyfikowana przeze mnie jako kamyk, plastikowa kulka napełniona ciekłym azotem ma zapewniać długotrwałą pianę - z tego co widzę "działa".
Smakujemy, smakuje całkiem przyzwoicie, pierwszy łyk przypomina aksamitny dotyk słodkawej kawy, później pozostawiając w buzi delikatną goryczkę. Po kilku łykach można wyczuć słód jęczmienny i delikatne złudne, prawie nie widoczne tło karmelu. Z czasem w piwie odkryjemy alkohol którego jak dla mnie nie powinno być czuć, ponieważ zniekształca pozostałe smaki. Nie wiem czym te piwo zdobyło swą sławę, na półmetku stwierdzam że smak jest dość płytki, ma swój charakter, ale nie jest on wart swojej ceny [5,50 zł INTERMARSHE !!]. Właśnie zapomniałem poruszyć ważnej kwestii, te piwo prawie w ogóle nie jest nasycone, trochę mnie to odrzuciło, jeżeli ktoś lubi mocno nasycone browarki - nie znajdzie w Draughcie upodobania. Ciekawe jakby smakowało to piwo z mocniejszym nasyceniem hmmmm... podejrzewam że lepiej !!!
W mojej skali ocen piwo otrzymuje 2, Irlandczyk ze mnie żaden ;)
Pozdrawiam ! R
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz